biurkoOstatnie kilka lat to prawdziwy wysyp historii o kobietach (bo w większości były to kobiety), które rzuciły pracę w korporacji i zaczęły pracować same dla siebie realizując swoje pasje, działając na własny rachunek i ciesząc się wolnością. Była to dla nich duża zmiana na plus i dzieliły się swoimi doświadczeniami z gronem innych kobiet, które czerpiąc z nich inspirację, nabierały odwagi do tego, aby również podjąć taki krok i także postawić na coś swojego.

Dzisiaj chciałam opisać Wam moją historię opisującą zupełnie odwrotny biegun. Historię o tym dlaczego rzuciłam pracę dla siebie i wybrałam korporację.

Nie neguję osób, które są autorami powyżej przeze mnie przytoczonych historii, bo w pełni je rozumiem i wiem też, że zawsze ciągnie nas to, co nieznane i zawsze lepiej tam, gdzie nas nie ma… wiem, że drogi mogą być różne, także oto moja własna…

Pracowałam kilka lat dla kogoś w firmach małych i dużych, na stanowiskach ważnych i mniej znaczących. Później przyszedł czas, że zdecydowałam się na pracę dla siebie. Zebrałam dużo doświadczeń, wiele widziałam, wiele umiałam. Nic tylko iść w świat i działać. Tak też zrobiłam. Rozkręcanie swojego biznesu trochę trwa, robisz więc kilka rzeczy naraz, bo nie wiadomo która z dróg przyniesie sukces. Walczysz o swoją markę, o klientów, o projekty, o rekomendacje. Mierzysz się z porażkami, małymi sukcesami, porażkami, porażkami, większymi sukcesami, porażkami, sukcesami, sukcesami… wciąga Cię to coraz bardziej. Masz pracę, którą uwielbiasz, której oddajesz się na 200%, realizujesz swoje pasje, czujesz się wolna i jesteś Panią swojego losu.

Wstajesz rano, zawozisz dziecko do przedszkola/szkoły, pracujesz (średnio od 8 do 17:30), jedziesz po dziecko, bo ile może być poza domem, wracasz, w samochodzie zagadujesz co słychać, jak szkoła, jak się czuje, co jadło itp., wchodzisz do domu, dajesz kolację, prosisz dziecko żeby zajęło się sobą, bo musisz sprawdzić maile, mija godzina albo i dwie, w międzyczasie słuchasz jednym uchem co tam u dziecka słychać, prosisz męża, aby położył dziecko spać, lecisz z buziakiem na dobranoc, siadasz z mężem na kanapie, każde przy swoim laptopie, bo jest jeszcze kilka spraw, mija kilka godzin, stwierdzasz, że trzeba iść spać, ale wiesz, że jeśli Ty się tym mailem nie zajmiesz, klienta przejmie konkurencja, siedzisz więc jeszcze godzinę, idziesz spać, dziś wyjątkowo nie zabierasz już laptopa do łóżka… Są dni lepsze i gorsze, nie zawsze trwa to tyle godzin, ale w większości tak. Niestety.

Weekendy? Bez zmian. Takie, w które nie otwierasz laptopa, prawie się nie zdarzają. Są oczywiście plusy takiego rytmu pracy – możesz wyjść w ciągu dnia załatwić kilka spraw, możesz pojechać z dzieckiem na dodatkowe zajęcia (czasami), możesz iść na kawę na miasto. Możesz wszystko, bo jesteś Panią siebie i swojego czasu. Tylko po czasie uświadamiasz sobie, że to nie jest prawda. Okazuje się, że Twoja praca jest Twoim życiem, a innego życia już prawie nie masz. Wszystko jest tak bezosobowe jak opis dnia powyżej. Myślisz sobie, ‘nie o to mi chodziło, nie to jest dla mnie ważne’… A może by zatrudnić kogoś do pomocy, razem firmę łatwiej byłoby rozkręcić? Liczysz. Idzie Ci biznesowo całkiem nieźle, ale nie na tyle, aby zatrudnić drogą osobę, wynająć biuro. Za duże ryzyko, znając siebie wiesz, że jeśli je podejmiesz, praca pochłonie Cię jeszcze bardziej, bo lubisz być za wszystko odpowiedzialna na 100%.

Nie wiem, być może Wam swój biznes idzie sprawniej, być może lepiej się zorganizowałyście, być może branża ma inne wymagania i faktycznie jesteście Panią swojego losu. Jeśli tak, cieszę się i szczerze Wam gratuluję. Ja uświadomiłam sobie, że moja wolność jest pozorna. Że czas przecieka mi przez palce. Że rodzina, którą na maxa kocham, staje się tłem, a zawsze była na pierwszym planie. Że moja pasja, stała się moją pułapką.

Zaczęłam szukać, postanowiłam, że czas się przeorganizować i zamienić działalność na etat. Moja zawodowa pasja może być przecież równie dobrze realizowana w pracy u kogoś, co więcej, w takich warunkach mogę się jej oddać całkowicie, bo nie muszę się martwić o sto tysięcy innych przeczy, które są dookoła.

Teraz pracuję na etacie, w korporacji i nie zamieniłabym tego na nic innego. Zawożę rano mojego synka do szkoły, jadę do pracy, cały dzień robię to, co uwielbiam, wracam po synka, jedziemy do domu. W tygodniu mamy co prawda dla siebie niewiele czasu – 2-4 godziny dziennie, ale w całości przeznaczone dla naszej rodziny. Wcześniej nie mieliśmy nawet tego. Poza tym nie jestem sama, bez mojego męża ciężko byłoby mi wszystko ułożyć. Ale teraz po zmianie, jest nas dla siebie więcej.

Mam czas na zabawy, układanie puzzli, basen, czytanie do snu, mam czas na życie wieczorem w domu, bez komputera, bo praca została w pracy. W weekendy jesteśmy razem, mamy czas dla siebie, dla przyjaciół. Laptop odpalamy tylko po to, aby zamówić bilety do kina albo nowe książki, bo teraz mamy dużo czasu żeby je czytać. Teraz mamy dużo czasu dla siebie. Takiego prawdziwego. Na 100%. Bez myślenia o biznesowych okazjach, które przelatują koło nosa.

Teraz jestem szczęśliwa i uwielbiam pracę na etat w korporacji. Wolność jest pojęciem względnym. Przekonałam się, że najważniejsze, aby była w tych obszarach, które są dla nas najważniejsze. Od jakiegoś czasu zagościła u mnie w domu i już jej nie wypuszczę.